Pani Ania odwróciła do góry nogami moje spojrzenie na kobiety po 70 roku życia i jestem jej za to serdecznie wdzięczna. Dzięki niej zdałam sobie sprawę jak bardzo (nieświadomie) myślę pewnymi stereotypami w swoim życiu. Umawiając się przez telefon na wizytę opisała się jako „babcię potrzebującą małej konsultacji”. Kiedy jednak przyszła do gabinetu byłoby to ostatnie co bym o niej pomyślała. Była dojrzałą kobietą z długimi białymi włosami fantazyjnie upiętymi w kok, z wyraziście pomalowanymi na czerwono ustami. Paznokcie pomalowane były w dopasowany identycznie kolor pod szminkę. Ubrana sportowo, ale z wyczuciem.
„Potrzebuje zrzucić parę kg, żeby czuć się bardziej ponętna„- powiedziała w jednych z pierwszych zdań, a mi mówiąc wprost opadła szczęka od tej bezpośredniości.
Pani Ania miała 72 lata i prowadziła niesamowicie aktywny tryb życia. Codziennie długie spacery, 3 razy w tygodniu chodziła na basen, uwielbiała też wycieczki rowerowe, podróże.
Drobne zmiany i zalecenia dietetyczne wprowadziła bez problemu w życie, ciesząc się przede wszystkim z nowych pomysłów na posiłki. Nie zależało jej na ekspresowym tempie, bo wiedziała, że to samopoczucie ma być wyzancznikiem, kiedy powie ” stop”. Pani Ania szanowała swoje ciało, była mu wdzięczna, że jest sprawne. Była dumna ze swoich licznych zmarszczek wokół jej błękitnych oczu. „To on wielokrotnego uśmiechu” – mawiała. „Moje koleżanki uważają, że ja jestem jakaś szalona, że nie wypada się tak zachowywać. A ja się pytam: kto tu jest wariatem? Ja? Czy one, które stwierdziły, że nie warto o siebie dbać już 20 lat temu? One wybierają ból, schorowanie się i smutek. A ja chce żyć! Ja kocham żyć!”
Bardzo lubiłam te spotkania, które miały swoje tempo, swój urok. Na koniec konsultacji często piłyśmy herbatę i próbowałyśmy ciasteczek, które przynosiła Pani Ania chcąc pochwalić się nowymi eksperymentami.
Brzmi trochę sielankowo prawda?
Jednak życie Pani Ani w żadnym razie nie było idyllą i doświadczyło ją na swój sposób. Jak każdego zresztą… Przeszła wiele trudnych chwil, pochwała wiele bliskich osób, dorabiała się i traciła wszystko kilka razy, chorowała i żyła ze swoim bólem na co dzień. Jednak wszystko, co ją spotkało w życiu uważała za …normalne. Tak wygląda życie – zawsze coś się będzie w nim działo.

Nie umiem stwierdzić czy to kwestia niezłomności charakteru, wieloletnie nawyki czy wrodzony optymizm sprawiał, że Pani Ania brała życie takim, jakim jest i mimo wszystko chciała go więcej i więcej… Na koniec każdego dnia chciała mieć poczucie, że wykorzystała go najlepiej jak mogła.
Któregoś dnia powiedziała:
„Schudłam wystarczająco, czuje się dobrze i starczy. Mój nowy chłopak mówi, że lubi trochę ciałka więc zostawiam resztę dla niego” 🙂